Posłanie misyjne świeckich misjonarek w naszym Sanktuarium

W Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie na Białych Morzach odbyło się Posłanie Misyjne do Zambii dwóch świeckich misjonarek: Karoliny Cygan i Katarzyny Sowy. Uroczystej Mszy św. przewodniczył bp Jan Zając.

Na początku Eucharystii biskupa przywitał ks. Tomasz Szopa, który wyraził radość z jego obecności. Słowa powitania skierował także do przybyłych duchownych, misjonarek, ich najbliższych i przyjaciół. Poprosił biskupa o przewodniczenie uroczystości. Bp Jan Zając powiedział, że wszyscy zebrani w duchu pokoju idą na spotkanie z Bożym słowem i Chrystusem zmartwychwstałym. Stwierdził, że modlą się za osoby, które wejdą dziś na drogę posługi misyjnej.

W homilii biskup powiedział, że wierni mają jeszcze w swych oczach blask monstrancji z Bożym Ciałem i słyszą słowa pieśni śpiewanych podczas procesji. W tej świątecznej atmosferze wkraczają w niezwykły czas liturgiczny. Na początku tej drogi Duch Pański w Ewangelii wzywa, by historię życia pisać poprzez Jezusa. Czas jest sposobny, ponieważ ludzkość powoli wychodzi ku normalności, wychodząc z dramatu epidemii.

Ewangelia pokazuje jak różne postawy można przyjąć wobec Chrystusa i Jego nauczania. Pierwsza grupa bliskich Chrystusa podzielała zdanie, że oszalał i chciała Go powstrzymać. Biskup podkreślił, ze wierność wobec Boga ma swoją cenę, a kto nie chce jej zapłacić odchodzi lub poszukuje współczesnych „pseudoproroków”. Faryzeusze, którzy przybyli do Jezusa uważali, że dokonuje On dzieł pod całkowitą władzą szatana. Zbawiciel pouczył ich, że zły duch nie może przecież działać przeciw sobie. Szatan ma wielką moc, ale Mesjasz jest od niego o wiele mocniejszy i potrafi go pokonać. Chrystus zwrócił uwagę zebranych na grzech przeciw Duchowi Świętemu, który ma konsekwencje na wieczność. – Należy otworzyć się na działanie Ducha Świętego. Pośród Jego darów jest dar mądrości i rozumu, który podpowiada, że Bóg nie postępuje przeciw ludziom – powiedział biskup. Zauważył, że to Jezus powinien być nadzieją człowieka w doczesnym życiu. Trzecia grupa to ci, którzy wierzą w pełni i otwierają się na miłość Jezusa. Chrystus mówi, że są Mu oni drodzy jak rodzina. Człowiek pełniący wolę Bożą staje się dla Jezusa jak matka, siostra czy brat. Biskup powiedział, że Chrystus musiał wiele wycierpieć i chrześcijanie także muszą pokonać wiele trudności. Należy być przygotowanym na to, że dając świadectwo trzeba będzie ponieść prześladowanie lub nawet męczeństwo. Biskup poprosił, by misjonarki przed rozpoczęciem swej drogi przyjęły słowa św. Jana Pawła II, który mówi do nich z domu Ojca, że błogosławieni są ci, którzy należą do rodziny Chrystusowej i pójdą za Nim w pełnieniu woli Boga aż do końca, nie bojąc się szaleństwa miłości, a także prześladowań ze strony szatana. Błogosławieni są także ci, którzy będą pełnić wolę Ojca w miłości do drugiego człowieka. Św. Paweł zapewnia dziś: „Wiemy bowiem, że kiedy nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie”.

Na zakończenie uroczystej Mszy św. misjonarki podziękowały bp. Janowi Zającowi za przewodniczenie liturgii i błogosławieństwo. Biskup wyraził swą pewność, że jest przy nich śp. Helena Kmieć, która zawsze chętnie pomagała drugim. – Niech Bóg Wszechmogący prowadzi was po drogach misyjnych i wspiera was światłem swej łaski – powiedział.

 

źródło: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej


Kard. Dziwisz do kapłanów: Jesteście gwarancją tego, że warto uwierzyć Jezusowi

- Myślę, że po piętnastu latach bycia w kapłaństwie uświadamiacie sobie drodzy Bracia, że wiele, a pewnie i wszystko oddaliliście Chrystusowi i Jego Kościołowi - mówił kard. Stanisław Dziwisz w Sanktuarium św. Jana Pawła II podczas Mszy św. z okazji 15. rocznicy święceń kapłańskich księży Archidiecezji Krakowskiej i Diecezji Bielsko-Żywieckiej.

– Zrządzeniem Bożej Opatrzności nasze drogi życia skrzyżowały się piętnaście lat temu przy grobie św. Stanisława w królewskiej katedrze na Wawelu, kiedy dane mi było udzielić Wam święceń kapłańskich – rozpoczął homilię kardynał i odwołał się do Ewangelii, w której Chrystus przestrzega apostołów przed hipokryzją i faryzeizmem, a za wzór do naśladowania stawia przed nimi postawę ubogiej wdowy.

– Myślę, że po piętnastu latach bycia w kapłaństwie uświadamiacie sobie drodzy Bracia, że wiele, a pewnie i wszystko oddaliliście Chrystusowi i Jego Kościołowi. Poprzez ten miniony czas młodzieńczy entuzjazm został przekuty w konkretną pracę duszpasterską na niwie Pana – mówił dalej kardynał. – Będąc świadkami Chrystusa staliście się czytelnymi drogowskazami, a zarazem gwarancją, że warto uwierzyć Jezusowi, że warto służyć ludziom, że warto Bogu oddać „wszystko ze swego niedostatku, całe swoje utrzymanie”. Dziś w czasie tego wspólnego dziękczynienia chciałbym Wam podziękować za wszelakie dobro, którym ubogacacie wspólnotę Ludu Bożego – zaznaczył i zauważył, że każdy jubileusz skłania również do tego, żeby popatrzeć na porażki i momenty niepowodzenia, i zrozumieć, że w takich chwilach człowiek wierzący nigdy nie zostaje sam.

Metropolita krakowski senior odwołał się do postaci św. Jana Pawła II, który oddał swoje kapłaństwo Matce Bożej. – Drodzy Bracia, co dnia zawierzajcie się Jej opiece, pielgrzymujcie do Jej sanktuariów, w chwilach trudnych pobądźcie z Nią razem. Niech w waszych domach i mieszkaniach nie zabraknie Jej wizerunku. Ona nasze troski może przedstawić Jezusowi. Ona jako nasza Matka nas rozumie – mówił i polecił kapłanów wstawiennictwu Papieża Polaka.

W 2006 roku święcenia kapłańskie przyjęli księża, których rocznikowym patronem był Jan XXIII, a wśród nich m.in. ks. Grzegorz Kotala, kanclerz Kurii Metropolitalnej w Krakowie, a także ks. Tomasz Szopa, kustosz Sanktuarium św. Jana Pawła II.

źródło: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej


Kard. Stanisław Dziwisz w Boże Ciało: Nie ma kapłaństwa bez Eucharystii

- Eucharystia jest nierozdzielnie związana z kapłaństwem. Kapłan jest sługą Eucharystii. To on we wspólnocie Kościoła w sposób szczególny wypełnia Chrystusowe wezwanie: „Czyńcie to na moją pamiątkę”. Włączony w Chrystusa-Kapłana przez sakrament święceń, Jego mocą sprawuje Eucharystyczną Ofiarę. Nie ma kapłaństwa bez Eucharystii - mówił kard. Stanisław Dziwisz podczas Mszy św., sprawowanej w Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie.

Poniżej publikujemy pełną treść homilii Kardynała:

Drodzy Bracia i Siostry!

W każdą uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa uświadamiamy sobie szczególny związek pomiędzy tajemnicą Wcielenia a Eucharystią. „Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami” – powtarzamy w modlitwie Anioł Pański. To właśnie ciało staje się Eucharystią, kiedy kapłan wypowiada nad chlebem i winem słowa, które wypowiedział Chrystus w Wieczerniku: „to jest Ciało moje, które za was będzie wydane” – jak słyszeliśmy przed chwila w Ewangelii. Ten przedziwny związek pomiędzy tajemnicą wcielonego Słowa i Eucharystią wyraża tak pięknie nasza prastara pieśń eucharystyczna, którą będziemy śpiewać  idąc dziś w procesji z Najświętszym Sakramentem:

Bądźże pozdrowiona, Hostio żywa,

w której Jezus Chrystus Bóstwo ukrywa.

Witaj, Jezu, Synu Maryi, Tyś jest Bóg prawdziwy

w świętej Hostii.

Usłyszany przed chwilą w drugim czytaniu fragment z Listu do Hebrajczyków przypomina nam, że Chrystus w ofierze ołtarza pod postacią chleba i wina składa „Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę” nam zaś daje za pokarm Ciało i Krew, które za sprawą Ducha Świętego dała Mu Jego Matka, Maryja. Bóg Ojciec, wybierając Maryję na Matkę swojego Jednorodzonego Syna, związał Ją w sposób szczególny z Eucharystią. Dlatego Maryja, uczy nas coraz pełniejszego zrozumienia tej wielkiej tajemnicy wiary, byśmy zawsze z radością i wdzięcznością przyjmowali zaproszenie Jej Syna: „bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja”.

Jednocześnie pierwsze czytanie dzisiejszej uroczystości przywołując kapłańskie czynności Mojżesza, wskazuje że jest to zapowiedź zbawczego dzieła Chrystusa, co wyjaśnia autor Listu do Hebrajczyków. W ten sposób  Słowo Boże uświadamia nam, że Eucharystia jest nierozdzielnie związana z kapłaństwem. Kapłan jest sługą Eucharystii. To on we wspólnocie Kościoła w sposób szczególny wypełnia Chrystusowe wezwanie: „Czyńcie to na moją pamiątkę”. Włączony w Chrystusa-Kapłana przez sakrament święceń, Jego mocą sprawuje Eucharystyczną Ofiarę. Nie ma kapłaństwa bez Eucharystii. Nie ma Eucharystycznej Ofiary bez kapłaństwa – wielokrotnie przypominał św. Jan Paweł II. Dlatego odmawiana co dnia modlitwa Anioł Pański, winna być także dziękczynieniem za dar kapłaństwa i wielkim wołaniem o nowe powołania. Oby jak najwięcej młodych ludzi usłyszało wezwanie „Pana żniwa” i za Maryją odpowiedziało wielkodusznie Bogu – „Tak”.

Z Maryją swoje kapłaństwo i każdą Eucharystię przeżywali Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński i św. Jana Paweł II – wielcy kapłani naszych czasów. Obaj bezgranicznie zawierzyli się Bogu przez Maryję. A mówiąc o tym zawierzeniu nie mogę tu w tej świątyni nie wspomnieć tych dramatycznych wydarzeń sprzed 40 lat. Najpierw osuwającego się w moje ramiona zranionego kulami zamachowca św. Jana Pawła II 13 maja 1981 roku, a później poruszającego Polskę i świat wielotysięcznego Białego Marszu z 17 maja, którego niemym świadkiem był krakowski Rynek. To była spontaniczna demonstracja miłości krakowskiej młodzieży do Jana Pawła II. To było wołanie do Boga przez Maryję o ocalenie życia naszego wielkiego Rodaka. Bóg wysłuchał tych próśb i na kolejne lata zachował Ojca św., a wraz z nim niezmierzone bogactwo jego pontyfikatu. Dziś dziękujemy za to ocalenie, i to wszystko czego nauczył nas i co nam zostawił Jan Paweł Wielki. Dziękujemy też za życie i świadectwo wiary oraz piękno kapłańskiej posługi Prymasa Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego. I razem z Maryją prosimy, aby wielu młodych ludzi poszło ich śladami stając się sługami Eucharystii i Ewangelii.

Bądźże pozdrowiony, anielski Chlebie,

w tym tu sakramencie wielbimy Ciebie.

Witaj, Jezu, Synu Maryi,

Tyś jest Bóg prawdziwy w świętej Hostii. Amen.

 

źródło: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej


Abp Marek Jędraszewski podczas Mszy dla dzieci: Rodzice - błogosławcie swoje dzieci!

Abp Marek Jędraszewski w dialogowanym kazaniu w sanktuarium św. Jana Pawła II wyjaśniał dzieciom prawdę o Trójcy Przenajświętszej. Metropolita krakowski zachęcił też rodziców, aby często pobłogosławili swoje dzieci czyniąc na ich czołach znak krzyża.

Arcybiskup w czasie homilii starał się wyjaśnić dzieciom, jak rozumieć prawdę, że chociaż Pan Bóg jest jeden, to w trzech osobach. Najpierw wskazał na znak krzyża, którym rozpoczyna się każdą modlitwę, a w którym to akcie wymienia się wszystkie Osoby Trójcy. 

Odwołując się do Listu św. Jana, w którym Apostoł pisze, że Bóg jest miłością, arcybiskup wyjaśniał, że wyrazem tej miłości jest jedność między Osobami Trójcy, a także miłość Boga do człowieka.

– W czym przejawia się miłość Boga Ojca do człowieka? – pytał arcybiskup. – Dał nam życie, Wybawia nas z różnych przygód. Daje nam jeść, pić – padały odpowiedzi dzieci. Metropolita dopowiedział, że Bóg stworzył cały świat, który jest pierwszym najwspanialszym darem dla człowieka.

Arcybiskup dopytywał o szczególny przejaw miłości Boga Ojca, czyli o posłanie na świat swojego Syna. Wyjaśnił, że śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu to wyraz Jego miłości do każdego człowieka. 

Na pytanie o to, co zawdzięczamy Duchowi Świętemu, dzieci wskazywały na modlitwę, radość i wszystkie dary Ducha Świętego. Arcybiskup zwrócił uwagę, że w czasie zesłania na Apostołów Ducha Świętego zrodził się Kościół, który jest „widomym znakiem obecności Pana Boga pośród nas”. – To, że Kościół trwa już prawie dwa tysiące lat, to jest wielki dar Ducha Świętego, przejaw Jego wielkiej miłości do wszystkich, którzy przyjęli Ducha Świętego – najpierw w sakramencie chrztu świętego, a później jako bardziej świadomi w sakramencie bierzmowania – mówił metropolita.

– Bóg jest miłością, dlatego że Trzy Boże Osoby kochają ludzi – mówił arcybiskup wskazując, że każda modlitwa rozpoczynana jest znakiem krzyża świętego, bo w ten sposób człowiek może wysławić Boga za Jego miłość do niego.

Kończąc homilię abp Marek Jędraszewski poprosił rodziców, żeby pobłogosławili swoje dzieci czyniąc na ich czołach znak krzyża. Metropolita zachęcał, by robić to często – kiedy dzieci idą spać czy wychodzą do szkoły. – Niech idą z waszym błogosławieństwem, które jest przedłużeniem miłości, którą ma Bóg w Trójcy Świętej Jedyny do wszystkich ludzi, ale zwłaszcza do dzieci, bo Pan Bóg dzieci kocha w sposób szczególny – podkreślał arcybiskup.

W czasie liturgii metropolita pobłogosławił też siedemnastu nowych ministrantów sanktuarium św. Jana Pawła II.

tekst: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

 


Dzień Dziecka w Sanktuarium

"Pragnę... wypowiedzieć tę radość, jaką dla każdego z nas stanowią dzieci, wiosna życia, zadatek przyszłości …"( św. Jan Paweł II, Nowy York  2 X 1979)

 

Dzień Dziecka

 

W niedzielę 30 maja 2021 r. wspólnie z Archidiecezją Krakowską zapraszamy do modlitwy w intencji dzieci z okazji ich święta. Spotkanie rozpocznie Msza święta za dzieci o 11.00 pod przewodnictwem ks. Abp Marka Jędraszewskiego, a jeśli pogoda pozwoli zakończy plenerowe spotkanie na błoniach przed Sanktuarium. Wśród planowanych atrakcji dla dzieci: dmuchane zamki, malowanie twarzy, kolorowe warkoczyki, żywe maskotki, bańki mydlane,  balony, gry integracyjne, wata cukrowa, lody i strefa food truck. Zapraszamy do wspólnego świętowania.

 


Kard. Dziwisz: dziękujmy Bogu za naszą osobistą przynależność do jednego, świętego, powszechnego i apostolskiego Kościoła

- Dzisiaj otwieramy nasze serca na przyjęcie darów Ducha Świętego. On, Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej, przenika cały wszechświat, całą otaczającą nas rzeczywistość i nas samych. Żyjemy zanurzeni w Bożej rzeczywistości. Żyjemy w Bożym świecie, bo nie ma świata bez Boga - mówił kard. Stanisław Dziwisz w Niedzielę Zesłania Ducha Świętego podczas Mszy św., sprawowanej w Sanktuarium św. Jana Pawła II.

W Niedzielę Zesłania Ducha Świętego kard. Stanisław Dziwisz przewodniczył uroczystej Mszy św. w Sanktuarium Świętego Jana Pawła II w Krakowie. Podczas Eucharystii metropolita krakowski senior ochrzcił trójkę dzieci – Marcelinę, Nicolettę i Franciszka. Publikujemy pełną treść homilii kard. Stanisława Dziwisza:

Drogie Siostry, drodzy Bracia!

1.O tym, co wydarzyło się w Jerozolimie w pięćdziesiątym dniu po zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, pozostał nam krótki, ale bezcenny zapis w księdze Dziejów Apostolskich. Apostołowie trwali na modlitwie w wieczerniku. Dziesięć dni wcześniej, wstępując do nieba, rozstał się z nimi ich Nauczyciel, za którym poszli kilka lat wcześniej i z którym związali wszystkie nadzieje. Głęboko przeżyli dramat Jego męki i śmierci na krzyżu. Wydawało im się wtedy, że wszystko się skończyło. Ale On w trzecim dniu po śmierci powstał z martwych, a o tym niepojętym wydarzeniu świadczył nie tylko Jego pusty grób. On sam, zmartwychwstały Pan, przyszedł do nich wieczorem pierwszego dnia, o czym przypomniała nam odczytana przed chwilą Ewangelia. Potem jeszcze wielokrotnie ukazał się im w różnych miejscach i sytuacjach.

Teraz Apostołowie oczekiwali na coś nadzwyczajnego, obiecanego przez Jezusa. W tym samym bowiem wieczerniku, podczas ostatniej z Nim wieczerzy, przed aresztowaniem i męką, powiedział im: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy […]. Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. […] Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka!” (J 14, 16-17. 26-27).

2.Zstąpienie Ducha Świętego na ziemię dokonało się w niezwykłej scenerii. Wydarzenie było tak wielkie, że żadne pióro człowieka nie było i nie jest zdolne je opisać. Autor Dziejów Apostolskich zanotował tylko kilka nadzwyczajnych zjawisk, przypomnijmy więc jego słowa: „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2, 2-4).

Widzimy, że zaczęło się dziać coś niepojętego. Bóg w sposób nadzwyczajny wkroczył w dzieje świata i człowieka i wziął w posiadanie to wszystko, co stworzył i zbawił. To wydarzenie trwa do dziś i będzie trwać do końca czasów.

Widzimy, jak bardzo od chwili zstąpienia Ducha Świętego zmienili się Apostołowie. Nagle zaczęli odważnie głosić całemu światu wielkie dzieła Boże. Wcześniej byli ludźmi lękliwymi. Po aresztowaniu Jezusa przestraszyli się i opuścili Go. Pod krzyżem Mistrza, obok Matki Chrystusa, stanął tylko młody apostoł Jan. Nawet po zmartwychwstaniu Jezusa wydawali się onieśmieleni. Stali się świadkami Tajemnicy, która ich przerastała. Dopiero kiedy napełnił ich Duch Święty, nagle wszystko pojęli i stali się nieustraszonymi świadkami ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana i głosicielami Jego Ewangelii. Duch Święty sprawił, że wszyscy ich rozumieli, choć przemawiali do ludzi mówiących różnymi językami. Zaczął się dokonywać cud jednoczenia ludzkich serc, rozproszonych wcześniej przez grzech. Zaczął się rodzić Kościół jako wielka wspólnota wierzących w Jezusa Chrystusa, w Jego zmartwychwstanie i bóstwo. Ten Kościół my dzisiaj stanowimy. W tym Kościele jest z nami żywy nasz Pan i Zbawiciel, karmiący nas swoim słowem, swoim Ciałem i Krwią, umacniający nas swymi życiodajnymi sakramentami.

3.Bracia i siostry, dzisiaj otwieramy nasze serca na przyjęcie darów Ducha Świętego. On, Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej, przenika cały wszechświat, całą otaczającą nas rzeczywistość i nas samych. Żyjemy zanurzeni w Bożej rzeczywistości. Żyjemy w Bożym świecie, bo nie ma świata bez Boga. Dlatego dziś z wiarą i nadzieją modlimy się osobiście i wspólnie: „Przyjdź, Duchu Święty, napełnij serca Twoich wiernych i zapal w nich ogień Twojej miłości!”

W tej świątyni, podczas różnych uroczystości oraz naszych niedzielnych eucharystycznych spotkań, wspominamy często patrona Sanktuarium – świętego Jana Pawła II. W ostatnim czasie przeżywaliśmy czterdziestą rocznicę zbrodniczego zamachu na jego życie oraz sto pierwszą rocznicę jego urodzin. Karol Wojtyła od dzieciństwa miał wielkie nabożeństwo do Ducha Świętego. Jego ojciec, również Karol, a obecnie sługa Boży, nauczył go w Wadowicach modlitwy do Ducha Świętego, którą przyszły Papież odmawiał do końca życia.

4.Pośród tysięcy homilii i przemówień, jakie Ojciec Święty wygłosił podczas długiego pontyfikatu, Polacy zapamiętali szczególnie jego żarliwą modlitwę i wołanie na placu Zwycięstwa w Warszawie, w wigilię Zesłania Ducha Świętego, 2 czerwca 1079 roku. Wtedy modlił się i prosił, by Duch Święty przyszedł i odnowił oblicze ziemi, naszej ziemi. Wiemy, że ta modlitwa w sposób zadziwiający została wysłuchana po dziesięciu latach, gdy Polska i pozostałe kraje naszej części świata zostały wyzwolone z bezbożnego systemu i ideologii, która negowała obecność Boga w świecie, pozbawiając człowieka najważniejszej nadziei życia w Bogu na wieki.

Następnego dnia, po żarliwej warszawskiej modlitwie, Jan Paweł II głosił słowo Boże w Gnieźnie. Powiedział wtedy między innymi: „Oto w dniu Pięćdziesiątnicy w wieczerniku jerozolimskim dopełnia się obietnica przypieczętowana krwią Odkupiciela na Kalwarii: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane» (J 20, 22-23). Kościół ostatecznie rodzi się z mocy tych słów. Rodzi się z mocy tego tchnienia. Przygotowany przez całe życie Chrystusa rodzi się definitywnie, przychodzi na świat jak dziecko wówczas, gdy apostołowie otrzymują od Chrystusa Dar Pięćdziesiątnicy – gdy przejmują od Niego Ducha Świętego. Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek Kościoła, który poprzez wszystkie pokolenia ma wprowadzać ludzi: ludzkość – ludy i narody – do jedności Ciała, Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek i trwanie tej tajemnicy” (Gniezno, 3 VI 1979, n. 2).

5.Wsłuchując się w te słowa świętego patrona Sanktuarium, w dzisiejszą uroczystość Zesłania Ducha Świętego, podczas którego ostatecznie narodził się Kościół, dziękujmy Bogu za naszą osobistą przynależność do jednego, świętego, powszechnego i apostolskiego Kościoła. W tym Kościele, razem, jako wspólnota dzieci Bożych, zbawionych i odkupionych Krwią Jezusa Chrystusa, pielgrzymujemy do wieczności. Nasze wędrowanie nie jest wolne od trudów, ale nie jesteśmy sami. Prowadzi nas i oświeca Duch Boży. On nas umacnia, inspiruje i dodaje sił, byśmy mogli coraz bardziej kochać i służyć.

Dlatego prosimy dzisiaj: „Przyjdź, Duchu Święty, napełnij serca Twoich wiernych i zapal w nich ogień Twojej miłości!” Amen!

 

tekst: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

 

 


Czuwanie w Wigilię Zesłania Ducha Świętego

Wspólną modlitwą w Wigilię Zesłania Ducha Świętego w sanktuarium św. Jana Pawła II młodzi rozpoczęli przygotowania do nagrań polskiej wersji hymnu Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie „Há Pressa no Ar”.

Inicjatywa krakowskiego Duszpasterstwa Młodzieży we współpracy z Krajowym Biurem Organizacyjnym ŚDM zgromadziła w Krakowie młodych z 22 diecezji. Tworzą oni chór oraz orkiestrę, które wykonają polską wersję hymnu ŚDM. Spotkanie, które odbyło się w weekend, miało charakter warsztatowy oraz modlitewny, gdyż wspólnota muzycznie uświetniła wieczorne czuwanie oraz Eucharystię w uroczystość Zesłania Ducha Świętego.

Opiekunem muzycznym projektu jest kompozytor Hubert Kowalski. Już na początku prób podzielił się z uczestnikami myślą, iż otwarcie się na działanie Ducha Świętego wpływa na całe życie, jak również na posługę, którą się wypełnia. – Jeśli ktoś posługuje muzycznie w Kościele, a nie ma doświadczenia działania Ducha, nie otwiera na Niego swojego serca, dojdzie do pewnego poziomu, którego nie będzie mógł przekroczyć. Będzie robił tylko to, co po ludzku możliwe, bo nie będzie miał doświadczenia tego, co Bóg może w nim zdziałać. Jeśli jednak otworzy serce i pozwoli, żeby Duch w nim działał, by upodabniał go do Chrystusa, to zobaczy konsekwencje tego w swojej posłudze – wyjaśniał H. Kowalski. – Wtedy już nie posługuję dlatego, że jestem uprzywilejowany, bo znam się na nutach, tylko robię to, ponieważ przepełnia mnie Duch Boży. Za tym idzie to, że wykorzystuję umiejętności – mówi się szumnie „na Bożą chwałę” – ale w jednej z kluczowych prefacji Mszału Rzymskiego słyszymy: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale przyczyniają się do naszego zbawienia”. Zatem odwrócenie tej kolejności powoduje, że to dla nas jest to wyzwalające. Każdy, kto posługuje w Kościele, w szczególności muzycznie, gdy tego doświadczy, kompletnie zmienia patrzenie na swoje zaangażowanie. Zauważa on wtedy, że to dla niego szansa, że przez posługę Bóg go dotyka, prowadzi i przemienia. Sprawą wtórną jest, że ma to swoje konsekwencje dla wspólnoty – tłumaczył kompozytor.

Kolejnym punktem zjazdu oraz wydarzenia, jakim było CPN Ducha Świętego, było spotkanie z bp. Robertem Chrząszczem. Przypomniał on zgromadzonym, że charyzmaty są szczególną łaską, którą otrzymujemy od Ducha Świętego w celu budowania Kościoła i wspólnot. Wskazał, że m.in. w Ewangelii św. Marka Jezus zapowiada, że ci, którzy uwierzą, będą mówić językami, a więc otrzymają charyzmat do głoszenia Ewangelii w innym języku. Lecz nie po to, by się tym chwalić, ale by Kościół się rozwijał. W szczególny sposób bp Chrząszcz zwrócił się również do członków chóru i orkiestry. – Wiecie, że śpiew chóralny czy gra na instrumentach wychodzi pięknie, gdy każdy robi to, co do niego należy. Gdy chce stać się częścią tej wspólnoty i chce się dzielić tym, co ma, i w taki sposób, w jaki powinien się tym dzielić. Ta wspólnota, która tutaj się zawiązała, w jakiś sposób może was nauczyć, że tak samo, jak jesteście częścią tego chóru przez kilka dni, tak samo na co dzień jesteście częścią Kościoła. A Kościół to taka wielka orkiestra, w której każdy ma coś do wypełnienia. Ważne jest to, aby robić to, co do ciebie należy z pokorą. Nie możesz czuć się ważniejszy od kogoś innego. Chodzi o pokorę i chęć służenia wspólnocie, chęć dania swojego talentu, który nie jest twój. To talent, który dostałeś od Pana Boga. Nie jest po to, żebyś się wywyższał, bo lepiej śpiewasz ode mnie, ale po to, abyś tym talentem ubogacał Kościół. Każdy ma swój talent i kluczowe jest, by go odkryć. Odkrywamy go na modlitwie – Pan Bóg pokazuje nam, czego od nas chce. Są różne dary, różne łaski, ale to wszystko na służyć budowaniu i ubogacaniu wspólnoty – zaznaczył biskup pomocniczy.

Następnie w sanktuarium odbyło się czuwanie modlitewne połączone z adoracją Najświętszego Sakramentu, a o północy Msza św. Przewodniczył jej ks. Sebastian Kowalczyk, duszpasterz krakowskiej młodzieży, zaś homilię wygłosił ks. Michał Korbel, koordynator ŚDM Archidiecezji Krakowskiej. Zachęcił on zebranych do zastanowienia się, kim jest dla nich Duch Święty i czy zauważają Jego działanie w swoim życiu. W nawiązaniu do CPN-u Ducha Świętego podkreślił, iż trzeba podawać dalej otrzymane „paliwo”, którym jest dobro i radość.

W niedzielę młodzi mieli okazję porozmawiać z kard. Stanisławem Dziwiszem. Przybliżył on ideę Światowych Dni Młodzieży, podzielił się historiami związanymi z Janem Pawłem II oraz odpowiedział na pytania dotyczące działania Ducha Świętego. Zachęcił również zgromadzonych, by z odwagą zwracali się o wstawiennictwo do św. Jana Pawła II.

 

tekst: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej


Msza Święta w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego pod przewodnictwem Kard. Stanisława Dziwisza

W najbliższą niedzielę przeżywać będziemy Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, które miało miejsce 50 dni po Zmartwychwstaniu Jezusa. W tym dniu Mszy świętej o godzinie 12.30 przewodniczyć będzie Ks. Kard. Stanisław Dziwisz. Liturgię swoim śpiewem ubogaci również Chór Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie "Nie lękajcie się!". Zapraszamy serdecznie wszystkich do przeżycia jednej z najważniejszych w roku uroczystości w naszej świątyni, poświęconej polskiemu Papieżowi.


Przy naszym Sanktuarium powstało duszpasterstwo dla osób niepełnosprawnych, ich rodzin i przyjaciół

– To jest czysta Ewangelia –  obecność Chrystusa w najbardziej potrzebujących. Myślę, że sam Jan Paweł II by sobie tego życzył. Miał ciepły stosunek do osób niepełnosprawnych, był otwarty na człowieka słabego, najbardziej bezbronnego – tak o duszpasterstwie dla osób niepełnosprawnych, ich rodzin i przyjaciół, osób zajmujących się zawodowo niepełnosprawnymi i chorymi oraz wolontariuszy, które powstało przy sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach w Krakowie mówi jego kustosz ks. Tomasz Szopa.

Inicjatywa powstania duszpasterstwa wyszła od osób, które zawodowo zajmują się pomocą niepełnosprawnym. Spiritus movens była Barbara Sikora, która jest logopedą i pracuje głównie nad umiejętnościami komunikacyjnymi podopiecznych. W swojej pracy ma okazję często rozmawiać z osobami niepełnosprawnymi, które dzielą się swoimi trudnościami czy marzeniami. – W tych rozmowach często powtarza się, że najbardziej w życiu brakuje im spotkań i rozmów z ludźmi zdrowymi spoza ich najbliższego środowiska, którzy często nie zwracają na nich uwagi, a czasami nawet traktują bez szacunku – mówi Barbara Sikora.

Duszpasterstwo skierowane jest do osób niepełnosprawnych, ale także ich rodzin i przyjaciół, osób zajmujących się zawodowo niepełnosprawnymi i chorymi oraz wolontariuszy. – Nie da się oddzielić tych światów, bo osoby niepełnosprawne często nie potrafią samodzielnie egzystować i potrzebują wsparcia innych osób, a to wsparcie wymaga dużego zaangażowania. Żeby móc swoją siłą dzielić się z innymi, wspierać ich, to samemu trzeba mieć z czego czerpać. To duszpasterstwo ma być takim miejscem, w którym każdy z nas nabierze sił – podkreśla Barbara Sikora.

– To jest czysta Ewangelia –  obecność Chrystusa w najbardziej potrzebujących. Myślę, że sam Jan Paweł II by sobie tego życzył. Miał ciepły stosunek do osób niepełnosprawnych, był otwarty na człowieka słabego, najbardziej bezbronnego – mówi o nowym duszpasterstwie przy sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach w Krakowie jego kustosz ks. Tomasz Szopa i dodaje, że impulsem do powołania duszpasterstwa była potrzeba konkretnego wsparcia osób niepełnosprawnych i ich rodzin, „bo one potrzebują wsparcia zarówno duchowego, jak i bardzo wymiernego od wspólnoty życzliwych osób”.

Pierwsze spotkanie duszpasterstwa osób niepełnosprawnych, ich rodzin i przyjaciół przy sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach odbyło się w niedzielę 16 maja. Rozpoczęło się Mszą św. o godz. 17.00 sprawowaną przez kustosza ks. Tomasza Szopę. Po Eucharystii swoim świadectwem podzieliła się p. Agnieszka, która wraz z mężem wychowuje czwórkę dzieci, w tym dwoje adoptowanych z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Zebrani w kościele mogli zobaczyć także krótki film opowiadający historię życia p. Piotra, młodego mężczyzny zmagającego się z dystrofią mięśni. 

W czasie niedzielnego spotkania w sanktuarium Jana Pawła II można było usłyszeć „Karolowe pieśni”, czyli muzyczny projekt Wojtka Klicha oparty na poezji Karola Wojtyły. Artystom towarzyszył zespół Drum Syndrome działający w ramach Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci z Zespołem Downa „TĘCZA”.

Spotkania duszpasterstwa mają się odbywać w trzecie niedziela miesiąca o godz. 17.00. Najbliższe zaplanowano na 20 czerwca.

 

źródło: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej


40. rocznica zamachu na Jana Pawła II

– Dzisiaj dziękujemy Panu Bogu za męczeńską krew Jana Pawła II, za cudowną opiekę Matki Bożej Fatimskiej, która ocaliła życie swego wiernego Sługi, za jego heroiczne świadectwo aż do końca swych dni o Chrystusie, Odkupicielu człowieka, który ostatecznie jest Panem ludzkich dziejów i historii – mówił abp Marek Jędraszewski podczas dziękczynnej Mszy św. za ocalenie św. Jana Pawła II.

Metropolita krakowski przewodniczył Mszy św. w Sanktuarium św. Jana Pawła II. Dokładnie 40 lat temu o godz. 17.19 podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra uzbrojony napastnik – Mehmet Ali Agca, oddał strzały w stronę Ojca Świętego Jana Pawła II.

Poniżej publikujemy pełny tekst homilii abp. Marka Jędraszewskiego:

Znalazłszy się w Koryncie, św. Paweł Apostoł napotkał na zdecydowany opór ze strony tych, którzy – jakby się wydawało – pierwsi, i to z radością, powinni przyjąć Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie, Mesjaszu, Bożym Synu. Tymczasem oni „sprzeciwiali się i bluźnili”. Wtedy Paweł zdecydował, że głównym adresatem jego apostolskiej działalności będą odtąd poganie. Tycjusz Justus, „czciciel Boga”, a wraz z nim inni, uwierzyli i „przyjęli wiarę i chrzest”. Postawa Pawła spotkała się ze wsparciem ze strony samego Chrystusa. Jak bowiem dalej czytamy w Dziejach Apostolskich, „w nocy Pan przemówił do Pawła w widzeniu: «Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście»” (Dz 18, 9-10). Podobną pomoc okazał Chrystus Pawłowi, gdy przewożono go jako więźnia do Rzymu, gdzie miał stanąć przed sądem cezara. W obliczu bliskiej już katastrofy na morzu w okolicach Krety, ukazał mu się anioł Boga, który mu „powiedział: «Nie bój się, Pawle, musisz stanąć przed Cezarem i Bóg podarował ci wszystkich, którzy płyną razem z tobą»” (Dz 27, 24).

            Jeśli Chrystus wzywał św. Pawła, aby przestał się lękać i nie bał się, to 22 października 1978 roku nowy papież, który przyjął imię Jana Pawła II, uroczyście inaugurując swój pontyfikat wołał do całego świata: „Bracia i Siostry, nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę, pomóżcie Papieżowi i wszystkim tym, którzy pragną służyć Chrystusowi, służyć człowiekowi i całej ludzkości. Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!”.

            Prawie dwa lata później, 2 czerwca 1980 roku, Jan Paweł II stanął na jednym z najważniejszych areopagów współczesnego świata, aby upomnieć się o samego człowieka i o prawo, jakie do poznania Chrystusa ma każdy człowiek. Tego dnia w paryskiej siedzibie UNESCO wystąpił z bardzo obszernym, prawdziwie programowym przemówieniem, noszącym tytuł: W imię przyszłości kultury. Mówił wtedy: „Ażeby tworzyć kulturę, trzeba do końca i integralnie widzieć człowieka jako szczególną, samoistną wartość, jako podmiot związany z osobową transcendencją. Trzeba tego człowieka afirmować dla niego samego, nie dla jakichkolwiek innych racji czy względów – jedynie dla niego samego! Trzeba tego człowieka po prostu miłować dlatego, że jest człowiekiem – trzeba wymagać dla niego miłości ze względu na szczególną godność, jaką posiada. Otóż ten zespół treści należy do samej istoty ewangelicznego orędzia Chrystusa i posłannictwa Kościoła, bez względu na wszystko, co w tej sprawie wypowiedziały krytyczne umysły oraz czego dokonały różne prądy niechętne religii w ogóle, a chrześcijaństwu w szczególności”.

            Uczestnikiem tego wydarzenia i świadkiem przemówienia Jana Pawła II był kardynał Paul Joseph Jean Poupard, w latach 1972-1980 rektor Instytutu Katolickiego w Paryżu, a następnie, od 1980 roku, p.o. przewodniczącego Sekretariatu ds. Niewierzących i od kwietnia 1988 roku przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury. W książce, którą opublikował w 2001 roku pod tytułem Ten Papież jest darem od Boga, mówił do Marie-Joëlle Guillaume: „Kultura jest tą mocną dźwignią, która doprowadziła do rozpadu ateistycznego imperium. W niej znajdzie pani bezpośrednią inspirację przemówienia Jana Pawła II w UNESCO, na placu Fontenoy w Paryżu, 2 czerwca 1980 roku. Byłem tam obecny. Widzę, jak gdyby to było wczoraj, tę wielką wybetonowaną i zimną salę – takie zwykle posiadają organizacje międzynarodowe. Gdy Ojciec Święty wygłaszał swoje przemówienie, był traktowany z grzeczną obojętnością przez rzeszę dystyngowanych agnostyków, którzy słuchali go w lodowatej ciszy. Ponieważ miałem w ręku przepisany na maszynie tekst przemówienia, który liczył dwadzieścia trzy strony, powiedziałem do siebie: «Mój Boże!». I oto w pewnym momencie nastąpił zgrzyt. Ojciec Święty nagle zamilkł. Popatrzył swoim rozmówcom prosto w oczy i powiedział (przytaczam z pamięci): «Ja, biskup Rzymu i syn narodu zagrożonego przez swoich potężnych sąsiadów zniknięciem z mapy…». Zapadła grobowa cisza. Wszyscy utkwili wzrok w ambasadorze cara Rosji – mam na myśli przedstawiciela Związku Radzieckiego. «Ale podczas gdy sąsiedzi są w stanie – jak sami sądzą – sprawić, że w oczach ludzi zniknie on z mapy świata, to jednak kultura, jak podziemna siła, nadal go nawadnia w swoich głębinach, aż rozbłyśnie w pełnym świetle i wtedy da mu ponownie siłę istnienia». W jednej chwili ze wszystkich stron wybuchły ożywione oklaski. Pierre Emmanuel, poeta, mój sąsiad, nachylił się do mnie: «To – powiedział – to jest mocne!». A po spotkaniu, przy wyjściu, dorzucił: «On podpisał swój wyrok śmierci». Nigdy nie zapomniałem tych słów. 13 maja 1981 roku, niecały rok później, na Placu św. Piotra dokonany został zbrodniczy zamach. Istotnie, dla «nich» to odniesienie do kultury było nie do zniesienia, ponieważ uderzało w ich słabą stronę. To był rewanż ze strony tego, co ludzkie”.

            Chęć tego złowrogiego rewanżu zapewne jeszcze bardziej się pogłębiła, kiedy niecałe trzy miesiące później w Polsce narodziła się „Solidarność”. Dla nikogo na świecie nie ulegało żadnej wątpliwości, że nie byłoby „Solidarności” bez Jana Pawła II i jego I Pielgrzymki do Ojczyzny w 1979 roku, tym bardziej że na bramie Stoczni Gdańskiej obok obrazów Matki Bożej Częstochowskiej umieszczono także portret Papieża. W tym momencie wszyscy co bardziej przenikliwi obserwatorzy sceny politycznej w wymiarze światowym mieli prawo powtórzyć za Pierre Emmanuelem: „On podpisał swój wyrok śmierci”.

            Bezpośrednim i najbliższym świadkiem wydarzeń z 13 maja 1981 roku był osobisty sekretarz Ojca Świętego Jana Pawła II, kardynał Stanisław Dziwisz. W książce zatytułowanej Świadectwo tak oto wspomina popołudniową audiencję tego dnia: „Jeep kończył właśnie drugie okrążenie Placu Świętego Piotra, zbliżając się do prawej kolumnady, którą zwieńcza Spiżowa Brama. Ojciec Święty wychylił się z samochodu w kierunku dziewczynki o blond włosach, którą starano mu się podać. Nazywała się Sara, miała zaledwie dwa lata, ściskała w dłoni kolorowy balonik. Papież wziął ją na ręce i podniósł do góry, jakby pragnął pokazać ją wszystkim, potem ucałował i uśmiechając się oddał rodzicom. Była godzina 17.19. (…) Nawet nie usłyszałem za bardzo pierwszego strzału. Spostrzegłem jedynie setki gołębi, które niespodziewanie, wylęknione, poderwały się do lotu. Zaraz po tym padł drugi strzał. W momencie, gdy go usłyszałem, Ojciec Święty bezwładnie zaczął osuwać się na bok, prosto w moje ramiona. (…) Usiłowałem wesprzeć Papieża, choć on sprawiał takie wrażenie, jakby się poddał. Łagodnie. Naznaczony bólem, ale pogodny. Zapytałem: «Gdzie?». Odpowiedział: «W brzuch». «Boli?». On na to: «Boli». Pierwsza kula, przeszywając okrężnicę i raniąc w kilku miejscach jelito cienkie, rozszarpała brzuch, po czym – przebiwszy ciało na wylot – spadła do wnętrza jeepa. Druga zaś po tym, jak otarła się o prawy łokieć i złamała palec wskazujący lewej ręki, zraniła dwie amerykańskie turystki”.

            „Po tym wzlocie gołębi, w zupełnej ciszy dało się słyszeć ogromne westchnienie, jakby jęk tłumu – opisywała André Frossardowi w książce «Nie lękajcie się!». Rozmowy z Janem Pawłem II ówczesną sytuację na Placu pewna Polka, świadek tamtych dramatycznych chwil. – Potem przyszło zamieszanie, policjanci watykańscy biegali,  ludzie gromadzili się w tamtej części Placu. Starałam się zobaczyć, co się dzieje i dostrzegłam, jak biały jeep zawracał. Od tej pory nie cierpię tego auta. Wracało bardzo szybko i zobaczyłam Papieża podtrzymywanego przez księdza Stanisława, takiego, jakiego Pan mógł widzieć na fotografiach. Jego twarz była zupełnie biała i pomyślałam, że nie żyje. Miał tę bezwładną postawę, znaną ze wszystkich obrazów Zdjęcia z krzyża: ciało powierzone trzymającym je ramionom. Twarz miał spokojną, z czymś podobnym do uśmiechu, ale widziałam nieraz taki uśmiech u zmarłych”.

            „Ktoś krzyknął, żeby zabrać go do karetki – kontynuuje swoje wspomnienia kardynał Dziwisz. – Ale karetka była po drugiej stronie Placu. Jeep przejechał błyskawicznie przez Bramę Srebrnych Dzwonów, potem wzdłuż ulicy Fundamentów, okrążając absydę Bazyliki, skierował się tunelem w dół, wjechał na dziedziniec Belwederu i w końcu dotarł do watykańskiej służby zdrowia, gdzie oczekiwał powiadomiony tymczasem doktor Renato Buzzonetti, osobisty lekarz Ojca Świętego. Wyjęli mi Papieża z rąk i położyli na posadzce w korytarzu budynku. Dopiero wtedy zobaczyliśmy ogromną ilość krwi, która wypływała z rany postrzałowej. Buzzonetti zgiął mu nogi w kolanach, pytając, czy może nimi poruszać. Poruszył. Lekarz kazał natychmiast udać się do polikliniki Gemelli. (…) Karetka, która tymczasem dotarła do ambulatorium, odjechała z maksymalną prędkością. Tak zaczął się rozpaczliwy wyścig z czasem ulicą Viale delle Medaglie d’Oro. Alarm nie działał, na drodze tłok, kierowca bez przerwy naciskał na klakson”.

            „Przejechałem trasę od świętego Piotra do kliniki Gemelli – komentuje tę drogę André Frossard – przez nowe dzielnice Rzymu, który nie pozostawi po sobie ruin. Aleje są szerokie, ale zatłoczone; krzyżują się z innymi nie mniej zapchanymi i bez przemyślnej zręczności kierowców włoskich owe skrzyżowania – gdzie trójkolorowe światła sygnalizują trudność, chociaż nie próbują jej rozwiązać – stałyby się cmentarzyskiem samochodów. Przejechałem wzdłuż wylewającego się na chodniki targu, przeciąłem samochodową falę z Via Aurelia jak kajakarz, który ruchami wiosła opiera się wartkiemu prądowi i na zboczu Monte Mario dostrzegłem wreszcie przeszklone ściany kliniki i budynki Katolickiego Fakultetu Medycyny. Na swoim wzgórzu zajmują one tyle miejsca, co Watykan na swoim. Nie rozumiem, w jaki sposób kierowca ambulansu, pozbawiony syreny, mógł osiągnąć tę przystań w osiem minut”.

            „Papież tracił siły – wspomina dalej kardynał Dziwisz – ale nadal był przytomny. Wydawał z siebie ciche, coraz słabsze jęki. I modlił się, słyszałem, jak się modlił, mówiąc: «Jezu, Maryjo, Matko moja». Gdy dotarliśmy do polikliniki, stracił przytomność. To właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że jego życiu rzeczywiście grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Lekarze, którzy przeprowadzili zabieg, wyznali mi później, że operowali go nie wierząc, dosłownie tak mi powiedzieli: nie wierząc, że pacjent miał szansę na przeżycie”.

            W swej ostatniej książce Pamięć i tożsamość Jan Paweł II nawiązał do tych dramatycznych chwil. „Tak, pamiętam tę drogę do szpitala. Zachowałem jeszcze przez pewien czas świadomość. Miałem poczucie, że przeżyję. Cierpiałem, był powód do strachu – ale miałem taką dziwną ufność. Mówiłem do księdza Stanisława, że wybaczam zamachowcom. Co działo się w szpitalu, już nie pamiętam. (…) Byłem już właściwie po drugiej stronie”.

            „Wokół mnie wszyscy byli bladzi – opowiadała dalej André Frossardowi owa nieznana nam z imienia Polka – a wstrząśnięci policjanci watykańscy w alejach robili wrażenie, że mają twarze bez kropli krwi. Jeden, blisko mnie miał kredowo białą twarz pod kruczymi włosami i zastanawiałam się, czy nie zemdleje. Nie, nie mdlał, płakał. Potem były krzyki i płacz. (…) Moi rodacy, w sumie dwieście czy trzysta osób, przywieźli z Polski kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, która w naszym narodzie jest zawsze obecna, kiedy coś ważnego się dzieje. Mieli ze sobą tę kopię (…) i ustawili ją na ziemi, opartą o fotel. Wiatr powiał i przewrócił obraz i wszyscy mogliśmy przeczytać, co było napisane na odwrocie: «Wspieraj, Maryjo, Ojca Świętego». Wtedy Polacy umieścili obraz na fotelu, na miejscu Ojca Świętego i zaraz ludzie się skupili w tym miejscu i zaczęli się modlić. Nikt nic nie wiedział. Nie potrafię powiedzieć, ile czasu upłynęło, zanim przyszedł jakiś ksiądz (był to opiekujący się polskimi pielgrzymami w Rzymie jezuita, o. Kazimierz Przydatek – dop. MJ) i ogłosił, że Ojciec Święty jest tylko ranny i że żaden istotny dla życia organ nie został naruszony. Ale nie powiedział, że Papież był bliski śmierci, bo stracił więcej niż trzy litry krwi, co jest groźne dla życia. Wtedy Polacy, którzy przedtem wstali, by słuchać, uklękli z powrotem razem z biskupami, i cały tłum, coś wspaniałego! Ludzie nie opuszczali Placu aż do wieczora, kiedy nadeszły lepsze wiadomości”.

            Tymi Polakami byli uczestnicy pielgrzymki z Kościana, której przewodniczył miejscowy proboszcz ks. Edward Pospieszny. Wśród darów dla Ojca Świętego przywieźli obraz Matki Bożej Częstochowskiej misternie ułożony ze słomek i ziaren wielkopolskiej ziemi. „Wyzłacany pszenicą, posrebrzany żytem” – lubił mówić ks. Pospieszny, nawiązując do „Prologu” Pana Tadeusza. Tuż po zamachu postawili go na papieskim fotelu. Obok niego umieścili wspaniały bukiet alstromerii, specjalnie wyhodowany w Polsce dla Papieża, przewiązany biało-czerwoną wstęgą. Podano im mikrofon, przez który modlili się aż do około godziny 20.oo. Zaczęli śpiewać:

„Wspieraj, Maryjo, Ojca Świętego,
Bądź Opiekunką i Matką jego,
Bo Tobie zawierzył wszystko,
Więc mu dopomóż, bądź przy nim blisko.
Serce wielkie mu daj, zdolne objąć świat,
By wszyscy zrozumieli, że Chrystus to nasz Brat”.

            Niektórzy uczestnicy tej tak dramatycznie przerwanej audiencji podchodzili do fotela, klękali i całowali obraz Matki Bożej. Pogrążeni w modlitwie kościańscy pielgrzymi nie zdawali sobie sprawy, że na Plac św. Piotra przybyli fotoreporterzy, którzy robili im zdjęcia, a telewizja włoska kręciła o nich film.

            Następnego dnia na łamach nadzwyczajnego numeru „L’Osservatore Romano” pośród wielu materiałów znalazł się artykuł, który nosił znamienny tytuł: Sulla sua sedia la Madonna di Częstochowa – „Na jego fotelu Madonna z Częstochowy”. Obok dużego zdjęcia samego obrazu umieszczono tekst o nich, autorstwa Giuseppe Planelliego. „Jakiś śpiew podnosi się z boku. To ludzie z Polski, pielgrzymi z Kościana, niedaleko Poznania. Mieli świąteczne stroje, klaskali i powiewali biało-czerwonymi chorągiewkami. Potem strzały i wiadomość. Teraz  mają oczy zaczerwienione. Jakaś łza spada z policzka kobiety i zwilża nieskazitelną kryzę białego i niebieskiego stroju. Twarze robotników, twarze rolników, ręce zdolne zgiąć żelazo i wyrwać drzewo, które teraz są skrzyżowane na piersi w oczekiwaniu. (…) Śpiew polskich pielgrzymów staje się bardziej delikatny. To hymn, który mówi o Maryi pod drzewem krzyża i który rozświetla cienie tego rzymskiego wieczoru, z tym samym wzruszeniem i z tym samym osłupieniem jak pewnego piątku w Jerozolimie przed wieloma wiekami”.

            Cztery dni później, 17 maja 1981 roku, tuż przed  południową modlitwą do Matki Bożej cały świat z ogromnym zaskoczeniem, ale i z wielką radością mógł usłyszeć następujące słowa Jana Pawła II, zarejestrowane przez Radio Watykańskie w poliklinice Gemelii: „Umiłowani bracia! Wiem, że w tych dniach, specjalnie w tej godzinie modlitwy Regina coeli jesteście zjednoczeni ze mną. Ze wzruszeniem dziękuję wam za modlitwy i wszystkich was błogosławię. Jestem szczególnie blisko dwóm osobom zranionym wraz ze mną, oraz modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem. Zjednoczony z Chrystusem Kapłanem-Ofiarą składam moje cierpienie w ofierze za Kościół i świat. Tobie, Maryjo, powtarzam: Totus tuus ego sum”.

            Tę wdzięczność cudem ocalony przed śmiercią Ojciec Święty wyrażał wielokrotnie. Podczas audiencji generalnej w środę 7 października 1981 roku Papież mówił: „Trudno mi o tym nie myśleć bez wzruszenia. Bez głębokiej wdzięczności dla wszystkich. Dla tych, którzy w dniu 13 maja zgromadzili się na modlitwie. Dla tych, którzy na niej trwali przez cały ten czas. Jestem wdzięczny Chrystusowi Panu i Duchowi Świętemu, który poprzez wydarzenie, jakie miało miejsce na Placu św. Piotra, natchnął tyle serc do wspólnej modlitwy”.

            W listopadzie 1983 roku ks. Pospieszny zorganizował drugą pielgrzymkę z Kościana do Rzymu. Podczas audiencji w Sali Klementyńskiej na Watykanie poprosił Ojca Świętego o złożenie podpisu w albumie Viaggio della sofferenza, upamiętniającym przerwaną audiencję w dniu 13 maja 1981 roku. Wyjaśniając swą prośbę,  powiedział: „Bo myśmy tam właśnie byli”. „To wyście tam byli?” – Papież niejako powtórzył słowa ks. Pospiesznego i nieoczekiwanie zatopił się w dość długim milczeniu. „To musieliście się dobrze za mnie modlić” – powiedział po chwili, serdecznie ściskając kościańskiego proboszcza.

            Po jakimś czasie, dokładnie 3 czerwca 1981 roku, Jan Paweł II powrócił do Watykanu. Tam jednak stan jego zdrowia się pogorszył, wróciła wysoka gorączka i pojawiły się ostre bóle. Trzeba było znowu udać się do polikliniki Gemelli. Okazało się, że wszystkiemu był winny groźny wirus. Zastosowano odpowiednią terapię, a jednocześnie dokonano kolejnego zabiegu, który był niejako dokończeniem operacji przeprowadzonej tuż po zamachu. Ojciec Święty sam wybrał datę tego zabiegu – 5 sierpnia, w liturgiczne wspomnienie poświęcenia Bazyliki Santa Maria Maggiore, pierwszej świątyni na Zachodzie wzniesionej ku czci Matce Najświętszej. Zabieg przebiegł pomyślnie, stąd 14 sierpnia Papież mógł powrócić do swoich apartamentów na Watykanie.

            W środę 7 października, niemal dokładnie w 5 miesięcy po zamachu, miała miejsce pierwsza audiencja generalna, która w jakiejś mierze – jak mówił sam Papież – była kontynuacją nie dokończonej audiencji z 13 maja. Do licznie zgromadzonych na Placu św. Piotra pielgrzymów Jan Paweł II mówił wtedy: „Stałem się na nowo dłużnikiem Najświętszej Dziewicy i wszystkich świętych Patronów. Czyż mogę zapomnieć, że wydarzenie na placu św. Piotra miało miejsce w tym dniu (13 maja) i o tej godzinie, kiedy od sześćdziesięciu z górą lat wspomina się w portugalskiej Fatimie pierwsze pojawienie się Matki Chrystusa ubogim wiejskim dzieciom? Wszak we wszystkim, co mnie w tym właśnie dniu spotkało, odczułem ową niezwykłą macierzyńską troskę i opiekę, która okazała się mocniejsza od śmiercionośnej kuli”.

            Nawiązanie do objawień Matki Najświętszej w Fatimie z 1917 roku nie było bynajmniej czymś przypadkowym. Wynikało ono z głębokich przemyśleń Ojca Świętego podczas jego powtórnego pobytu w poliklinice Gemelli. Wtedy właśnie uderzyła go niezwykła zbieżność dat i godzin: dzień 13 maja 1917 roku, w którym po raz pierwszy Matka Boża objawiła się trojgu dzieciom z Fatimy, oraz dzień 13 maja 1981 roku, kiedy dokonano zamachu na jego życie. Poprosił, aby z archiwum Kongregacji Nauki Wiary przyniesiono mu dokument dotyczący tak zwanej „trzeciej tajemnicy fatimskiej”. Po jego odczytaniu nie miał już żadnych wątpliwości. Matka Boża objawiła Łucji to, co miało go spotkać. To właśnie on jest owym biskupem „w białych szatach”, który miał być zabity jako świadek Chrystusa. To, że przeżył, zawdzięcza tylko i wyłącznie nadzwyczajnej interwencji Matki Najświętszej. Dlatego też w pierwszą rocznicę zamachu udał się do Fatimy z dziękczynną pielgrzymką za ocalenie życia. W czwartek 13 maja 1982 roku mówił: „Przybywam zatem tutaj dzisiaj, ponieważ właśnie tego dnia ubiegłego roku na Placu św. Piotra miał miejsce zamach na życie Papieża, w sposób tajemniczy zbiegający się z rocznicą pierwszego objawienia w Fatimie, które miało miejsce 13 maja 1917 roku. Te daty (13.05. 1917 i 13.05.1981 – dop. MJ) spotkały się ze sobą w taki sposób, że musiałem rozpoznać w tym specjalne wezwanie, aby tu przybyć. I oto dzisiaj jestem tutaj. Przybyłem, ażeby podziękować Bożej Opatrzności w tym miejscu, które, jak się wydaje, Matka Boża tak szczególnie wybrała”.

            Dwa lata później, w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, 25 marca 1984 roku, na Placu św. Piotra, Jan Paweł II ponownie poświęcił świat Sercu Maryi. W ramach szczególnie uroczystego aktu poświęcenia zwracał się do Matki Najświętszej z następującymi słowami: „«Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko!». (…) I dlatego, o Matko ludzi i ludów, (…) w sposób szczególny powierzamy Tobie i poświęcamy tych  ludzi i te ludy, które tego zawierzenia i tego poświęcenia szczególnie potrzebują”. Mówiąc to, miał na sercu przede wszystkim sowiecką Rosję.

            Dopełnieniem tego wydarzenia było przekazanie biskupowi z Fatimy przez Jana Pawła II pocisku, jaki przeszył jego ciało w dniu zamachu 13 maja 1981 roku. Papież  polecił jednocześnie, aby został on złożony w fatimskim sanktuarium jako wotum wdzięczności Matce Bożej za uratowanie mu życia. Później umieszczono go w koronie figury Matki Bożej Fatimskiej.

            Rzeczą prawdziwie przedziwną jest to, jak dalej potoczyła się najnowsza historia świata. Niedługo po akcie oddania świata i Rosji Matce Najświętszej nastąpił zmierzch i coraz bardziej wyraźny upadek Związku Radzieckiego. W 1989 roku doszło do „Jesieni Ludów”. W Europie Środkowo-Wschodniej upadł ateistyczny system komunistyczny, choć powszechnie się wtedy wydawało, że coś takiego byłoby możliwe jedynie na skutek wojny atomowej. Na naszych oczach dokonał się prawdziwy tryumf Serca Niepokalanej.

            Jaki w tym wszystkim był udział Jana Pawła II?

            W 1984 roku, a zatem 13 lat po dramatycznym 13 maja 1981 roku, ukazała się książka Vittoria Messoriego Przekroczyć próg nadziei. Odpowiadając na postawione mu pytania,  Ojciec Święty próbował zarówno w całym swoim papieskim posługiwaniu, jak i konkretnie w wydarzeniu zamachu na swoje życie dopatrzeć się tych znaków, poprzez które Trójjedyny Bóg nieustannie przemawia do współczesnego człowieka. „A cóż powiedzieć o trojgu portugalskich dzieci z Fatimy, które nagle w przeddzień wybuchu rewolucji październikowej, usłyszały, że «Rosja się nawróci», że «na końcu moje Serce zwycięży»…? Tego nie mogły one wymyślić. Nie znały na tyle historii i geografii, a jeszcze mniej orientowały się w ruchach społecznych i w rozwoju ideologii. A jednak to właśnie się stało, co zapowiedziały. Może również na to został wezwany «z dalekiego kraju» ten Papież, może na to był potrzebny zamach na Placu św. Piotra właśnie 13 maja 1981 roku, ażeby to wszystko stało się bardziej przejrzyste i zrozumiałe, ażeby głos Boga mówiącego poprzez dzieje człowieka «w znakach czasu» mógł być łatwiej słyszany i łatwiej zrozumiały? Jest to ten Ojciec, który wciąż działa i ten Syn, który również działa, i ten niewidzialny Duch Święty, który jest Miłością, a jako Miłość jest nieustannym działaniem stwórczym, zbawczym, uświęcającym i ożywiającym”.

            W swej ostatniej książce Pamięć i tożsamość Jan Paweł II pisał też o przeczuciu, jakie głęboko nosił w sercu, iż w swym pełnieniu posługi Piotra jest narzędziem samego Boga: „Ja żyję w przeświadczeniu, że we wszystkim, co mówię i robię w związku z moim powołaniem i posłannictwem, z moją służbą, dzieje się coś, co nie jest wyłącznie moją inicjatywą. Wiem, że to nie tylko ja jestem czynny w tym, co robię jako następca Piotra. Weźmy przykład komunizmu. (…) Do jego upadku z pewnością przyczynił  się wadliwy system ekonomiczny. Odwoływanie się jednak jedynie do czynników ekonomicznych byłoby zbyt wielkim uproszczeniem. Z drugiej strony, byłoby śmieszne, gdybym uważał, że to Papież własnoręcznie obalił komunizm”.

            Na pewno jednak przyczynił się do tego obalenia, kiedy 13 maja 1981 roku na Placu św. Piotra polała się jego krew…

            Dzisiaj dziękujemy Panu Bogu, za tę jego męczeńską krew, za cudowną opiekę Matki Bożej Fatimskiej, która ocaliła życie swego wiernego Sługi, za jego heroiczne świadectwo aż do końca swych dni o Chrystusie, Odkupicielu człowieka, który jest jedynym Panem ludzkich dziejów i historii.

            Święty Janie Pawle II Wielki, módl się za nami!

            Amen.

 

tekst: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej